29 listopada 2012

Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?


Czas jest najlepszym lekarzem, czas jest najlepszą wskazówką, czas jest najlepszą wyrocznią wszystkiego. Znaki czasu wiele nas uczą, doświadczenia dają nam wskazówki, a my tak często popełniamy dwa razy takie same błędy, zamiast uczyć się na znakach czasu. Nie dostrzegamy ich lub nie chcemy ich widzieć.
To nie takie proste. Ktoś mądry kiedyś spisał zjawiska meteorologiczne i korzystając z jego spostrzeżeń wiemy, że gdy grzmi i błyska przyjdzie burza, że zdarzają się huragany i co im towarzyszy, a tak ciężko Nam korzystać ze znaków-wzorów czasu.
Czasem, będąc o czymś mocno przekonanym, żałujemy, że nie mamy namacalnego dowodu, by zaświadczyć o swojej słuszności przed kimś. Jedyne co możemy, to rozłożyć przed nim ręce i rzec: “Mój drogi, czas pokaże. Zobaczysz.” W tamtej chwili, niewiele to zmieni, ale po czasie… no właśnie. To zabawne, jaką On ma moc. Ten cały Czas.

Moja dbajka terapeutyczna.


- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi! – powiedział tatuś. Tatuś mówił też wiele niezrozumiałych dla mnie słów, ale mamusia mówi, że gdy trochę podrosnę na pewno je zrozumiem. – Jestem właścicielem biura podróży, zatrudniam około 15 ludzi na kilka etatów, więc mogę spędzać sporo czasu z kochającą żoną i naszym wspaniałym synem. Żyjemy w jednorodzinnym domku. To nasz raj na Ziemi. Kocham swoje życie! -  Pan, który kręcił film wyłączył kamerę i pozbierał wszytkie rekwizyty, które wcześniej porozkładał po całym pokoju. Zrobił bałagan, a mama całe rano sprzątała. Film będzie reklamował w telewizji nową książkę taty. To biografia. W formie dużej książki z fotografiami. Tatuś wyciągnął papierosa i zapalił go. W pokoju rozniósł się dym.

- Gdy byłeś bardzo malutki, tatuś charował jak wół, żeby zarobić na nasz dom, ubranka i jedzenie. Teraz odniósł sukces. Bez pracy nie ma kołaczy! – tak mówi mama. Ja tam nie lubię kołaczu. Jest suchy. I nie lubię pracy. Przez pracę tatuś nie miał dla mnie czasu. Bo wiecie, zanim tatuś został bogaczem i założył własną firmę, to musiał “odbić  się od dna”, tak mówi mama. Ja to nie chciałbym być na dnie, przecież tak nawet nie ma błazenków, jakie oglądaliśmy z mamusią w Zoo. Mama powiedziała, że ta sama rybka zagrała w Gdzie jest Nemo? Gdybym był rybką chyba nie chciałbym być aktorem. Przecież lepsze jest pływanie po ogromnym oceanie. Jeszcze nie próbowałem, ale w naszym szkolnym basenie zawsze denerwuje mnie gdy zbliżam się do barierki i nie mogę płynąć dalej. Często zamykam oczy, kładąc się na plecach na wodzie i wyobrażam sobie, że wokół mnie machają ogonami piękne syrenki i śpiewają tak jak Syrenka Ariel. Ona też jest aktorką. Mnie to nie kręci. Zdecydowanie bardziej wolę grać w chińczyka z tatusiem. Jestem dobry w tę grę, nauczył mnie jej dziadziuś, gdy jeszcze żył. To on zaszczepił w tacie zamiłowanie do podróży. Byli razem w wielu pięknych miejscach o trudnych nazwach, które oglądałem nie raz na kolorowych fotografiach w dużych albumach. Teraz wyjechał w długą podróż, szukać Pana, który ulepił ten świat. To chyba bardzo skomplikowane. Myślę tak, bo gdy zasypałem mamę pytaniami na ten temat, ona tylko zmarszczyła czoła zmartwiona nieznajomością odpowiedzi. A gdy zadałem ostatnie pytanie, roześmiała się i lepiła dalej ciasto na pierogi. Nie rozumiem, co jest zabawnego w pytaniu “Czy ten Pan ulepił świat z plasteliny? Czy z modeliny?”, ale uwielbiam gdy mama jest taka radosna i roześmiana.
Ostatnio jednak mamusia chodziła bardzo zmartwiona. Rzadko się smiała. Tatuś się rozchorował, ciągle kaszle, pluje krwią i nie chce mu się jeść. To dziwne, bo mama gotuje takie pyszności. Wczoraj na deser upiekła szarlotkę. W domu aż pachniało jabłkami. Mamusia ze zmęczoną miną podała mi talerzyk z największym kawałkiem, rozczochrała włosy dłonią i usiadła na kanapie, wtulając się w ramię taty. On ucałował ją w czoło. Było późno, więc gdy zjadłem, umyłem się tylko dokładnie, założyłem moją pidżamę, którą tatuś przywiózł mi kiedyś z Afryrki i z widokiem przytulonych rodziców przed oczyma wyobraźni zasnąłem.
Wstałem około godziny siódmej, obudziły mnie hałasy dobiegające z salonu. Wyszedłem zaciekawiony z pokoju, szukałem źródła hałasu. Po salonie tłoczyło się paru nieznajomych mi ludzi. Wysocy panowie w jednakowych mundurach, kiedyś tatuś pokazywał mi takich w książce. Mówił, że są dobrzy i pilnują porządku, dlatego uspokoiłem się, że jestem bezpieczny.  Szukałem wzrokiem mamy, po chwili zobaczyłem, że mama rozmawia panem Markiem. Pan Marek to dowódca policjantów w naszym mieście. Ciekawe, po co przyszedł. Podbiegłem do mamusi, a ona bez słowa ścisnęła mnie mocno. Zawsze witała mnie czule, ale tego dnia było to takie nienaturalne. Patrzyłem na nią pytająco. W jej oczach nie znalazłem jednak odpowiedzi, z jej ust też nie wypłynęło jak zwykle rzadne zdanie tłumaczące mi rzezcywistość. Ujrzałem za to w oczach mamusi łzy, niczym diamenty. Pękało mi serce. Chciałem wywołać uśmiech mamusi.
- Mamusiu, nie płacz. Zostawiłem Ci trochę szarlotki. – uśmiechnąłem się. Byłem pewien, że to poprawi jej humor. Stało się jednak inaczej. Po tych słowach mamusia wybuchnęła szlochem. I ja bezradnie zacząłem płakać. Mamusia tuliła mnie do piersi. Zastanawiałem się co takiego się stało. Mama wypuściła mnie z rąk i wróciła do rozmowy z Panem Markiem.
Przez kilka dni mamusia nie wychodziła z domu, siedziała pod kocem, patrząc w jeden punkt martwym wzrokiem lub śpiąc. Nudziłem się, nie miałem komu opowiadać o tym, co mnie zaskakiwało, radowało lub smuciło. Byłem ciekawy jak długo jeszcze mamusia będzie w takim stanie. I gdzie jest tatuś, który zawsze umiał wywołać jej usmiech, za którym tak tęskniłem.  Tak samo, jak za widokiem ich razem na kanapie. Podszedłem do niej i złapałem ją za dłoń. Ona w tym momencie spojrzała mi głęboko w oczy.
- Boże, jesteś taki do niego podobny. – Nie zrozumiałem. Zapytałem tylko:
- Mamo, kiedy tatuś wróci z pracy?- Jej oczy posmutaniały.
- Skarbie, chodź tutaj – wzięła mnie na kolana – Tatuś nie jest w pracy. Tatuś udał się w długą i daleką podróż.
- Jesteśmy znowu biedni i tatuś pojechał zarabiać, żeby być bogaczem? – Twarz mamy lekko rozpromieniła się, po czym wróciła do swojego stanu.
-Nie, synku. Mamy pieniążki. Ale pieniądze to nie wszystko, pamiętaj. Tatuś pojechał spotkać się z dziadkiem. Dziadek długo nie wraca i tatuś musi pomóc mu szukać Pana, który ulepił Ziemię. Tatuś bardzo Cie kochał i wiedział, że zależy Ci na poznaniu odpowiedzi z czego Pan ulepił tę Ziemię. Mamusia nie zna odpowiedzi na każde pytanie, nie wiem czy była to plastelina, czy modelina, czy jeszcze inny materiał.
- Tatuś jest wspaniały, umieram z ciekawości, kiedy dowiem się co to za materiał!
- Dziadek jest bardzo daleko, tatusiowi bardzo długo zajmie droga do niego i spowrotem, dlatego nie ma sensu czekać codziennie pod drzwiami na niego. Żeby czas szybciej leciał mam pewien pomysł. Może masz ochotę na małą wycieczkę?
- Dokąd?
- Dokąd zechcesz. Możemy odwiedzić wszystkie miejsca z albumów taty i dziadka.
- Możemy?
- Pewnie, że możemy.
- To kiedy wyjeżdżamy Mamo?
- Kiedy tylko spakujemy wszystkie torby! – Oczy rozbłysnęły mi, mama przytuliła mnie mocno. Pociągnąłem ją za ręke, spakowaliśmy się bardzo szybko. Wyjechaliśmy tydzień później. Tatuś i dziadek towarzyszą nam na zdjęciach. Szeroko się usmiechają, więc chyba podoba im się tak samo,jak mnie. Mama coraz częściej się uśmiecha. Może odpocząć, bo jemy w restauracjach i nie musi gotować. Dowiedziałem się, że ta pyszna kanapka, którą dziś zjadłem na obiad nazywa się hamburger i należy do FAST FOODU. To trudne, zagraniczne słowo. Tatuś będzie dumny, gdy powiem mu, że umię mówić w innym języku. Nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy, ale przed nami jeszcze tyle do zobaczenia.

***


skowronki śpiewające w głowie
bezdenny widok ciebie spod powiek
nie dla mnie
stos szczęśliwych zakończeń
po pełnych goryczy burzach
nie dla mnie
wzrok wlepiony w ten jeden punkt za horyzontem
gwiazda co spadła spełnić życzenie
nie dla mnie
został jedynie worek czarny
w nim śmieci
co niegdyś na ścianach
wisiały w złotych ramach
z alarmem
chronione przez męskie dłonie
i Boga
dziś immunitet zaginął w tym worku
utopiony w ufności
tęsknocie oddaniu
miłości zakochaniu
poświęceniu zapatrzeniu
wypłynęła spalona w proch przysięga
i niespełnienie
trzystu piętnastu obietnic
zapisanych dniem każdym
pojedynczym
i wszystkimi razem

został jedynie worek czarny
w nim śmieci
i trup morsztynowski leży
i gałczyńskie chryzantemy
na spalenie je skazano

może iskra najmniejsza
ostatnia
ostanie się w popiele
by kiedyś skoczyć w serce Twe
rozognić ponownie
może nie

11 kwietnia 2012

Refleksja nt. drogi do szczęścia


Służenie innym bez uczucia pokory jest jedynie zaspokajaniem egoizmu: zapatrzeniem się wyłącznie we własną osobę.
Mahatma Gandhi
ZNACZENIE MAŁYCH ELEMENTÓW
Życie dyktuje różne scenariusze. Każdy moment ludzkiej egzystencji, każda pojedyncza chwila, błaha rozmowa, nieistotne zdarzenie widziane kątem oka przypadkiem na ulicy ma wpływ na nasze JA, nasze cele i pragnienia, nasz nastrój w ciągu dnia, nasz plan na siebie, nasz stosunek do innych, nasze poglądy na społeczeństwo i różne jego aspekty. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo wszystko to uzależnione jest od rzeczy małych.
Małe rzeczy. Jak bardzo lubimy sobie konstruować drogę do szczęścia wybrukowaną małymi rzeczami. Wspaniała wizja: kupię sobie loda, na którego miałam ochotę cały dzień i cały świat stanie się bardziej kolorowy. Szczęście stanie się realne za jedyne 2 zł. Jednak, czy to nie jest błąd w nazewnictwie? Czy nie mylimy chwilowej wesołkowatej radochy ze szczęściem? Na ile wyceniamy własne szczęście?

POŚWIĘCENIE CZY EGOIZM DROGĄ DO SZCZĘŚCIA?
Kilka dni temu prowadziłam luźną debatę ze znajomą na temat miłości. Przyznała mi się, że dla niej definicją miłości jest przedkładanie szczęścia drugiej osoby nad swoje własne. Widziałam taką definicję już wielokrotnie w przeróżnych aforyzmowych mądrościach książkowych lub internetowych. Prawdę mówiąc wzbudziła we mnie mieszane uczucia, ponieważ według niej kocham prawdziwie całe otaczające mnie społeczeństwo, przynajmniej na ogół. Jestem na tyle skomplikowanym osobnikiem, iż scenariusz moje życia i wyżej wspomniane pojedyncze chwile, mniej lub bardziej istotne, stały się takim ingerentem, który uczynił mnie osobą często niestety ugłaskującą wszystkich wkoło i odkładającą własne szczęście na drugi plan. Nie chcę przedstawiać tutaj siebie jako miłosiernego samarytanina, zwyczajnie określam fakty, które niedawno zauważyłam. Na które coraz częściej ludzie zwracają mi uwagę. Nagminne stają się sugestie, by walczyć o swoje szczęście, będąc czasem egoistą.
Chciałabym umieć stać się zimną, chłodną jak kiedyś, to pomagało zdobywać własne szczęście. Jednak gdy wspominam ile osób musiałam wtedy odprawić ze złamanym sercem lub naruszonym zaufaniem biegnie mi dreszcz po plecach. Przecież „nie można budować szczęścia na czyimś nieszczęściu” i „stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś”. To sprawę znacznie komplikuje. Jednak i na to jest sposób. Nie można przecież popadać w skrajności i uzależniać się od rad innych. Nikt nie będzie żył za nikogo, nasze życie w naszych rękach. Nie należy nikogo celowo ranić, ale czasem jesteśmy przyczyną czyjegoś cierpienia niebezpośrednio, nie jesteśmy odpowiedzialni za zrodzone w kimś emocje. Nie możemy też być dożywotnio usidleniu przy kimś, ze względu na jego uzależnieniu od naszej osoby.
Egoizm, empatię, troskę o drugiego trzeba dawkować w odpowiednich proporcjach. Wszystko w normach zdrowego rozsądku i z nasyceniem serca.

ROZUM CZY SERCE?
Na to pytanie ludzie szukają odpowiedzi już od starożytności. Sądzę, że jednoznaczna odpowiedź nie istnieje, niestety. Jednakże moja opinia na ten temat chyba wreszcie się ustaliła. W ostatnim czasie naprawdę sporo nad tym rozmyślałam. Serce z pewnością przysłania i uniemożliwia logiczne myślenie, więc decyzje bywają pochopne, nazbyt emocjonalne. Są jednak przypieczętowane szczerą chęcią, więc czy naprawdę takie złe? Złe raczej nie. Raczej nie zawsze rozsądne. Według Platona-Największe zło to tolerować krzywdę. Kiedy serce czuje się tłamszone, rozum zaś uznaje takie położenie za najwygodniejsze- najrozsądniejsze, czy słuchać rozumu, czy serca, która czuje ucisk? Czas jednak zakończyć błahą polemikę. Według mnie serce nie może podejmować żadnej decyzji bez rozumu, a rozum nie może decydować bez uwzględnienia pragnienia serca.